Z okazji 10 000 subskrypcji mojego kanału na Youtube, mieliście szansę zadać pytania osobie, dzięki której w dużej mierze do tego doszło, bo popularny portal Weszlo.com wiele razy umieszczał moje filmy na swojej stronie. Krzysztof Stanowski, czyli obecnie jeden z najpopularniejszych dziennikarzy sportowych w Polsce.
Spotykałem się już kilkakrotnie z opinią, że Weszło jest odpowiednikiem
Pudelka.pl w wydaniu piłkarskim. Czym się inspirowałeś zakładając w czerwcu
2008 roku serwis Weszło?
Zupełnie niczym, dlatego powstało coś, czego wcześniej nie było.
Głosy o Pudelku są wyjątkowo durne, chociaż doceniam popularność
Pudelka i w tym sensie jest to przykład jak najbardziej pozytywny. Nie
widzę jednak najmniejszych punktów wspólnych. Pudelek opiera się na
plotkach, dodatkowo są to zazwyczaj historie po prostu przepisane z
plotkarskich gazet i magazynów, podane w internetowej formie. Weszło ani
przez moment nie miało takiego modelu działania. Zawsze się staraliśmy,
aby wszystkie newsy były najbardziej wiarygodne, chociaż oczywiście nie
ustrzegliśmy się plotek. Poruszaliśmy ważne tematy, przeprowadzaliśmy
istotne wywiady i realnie wpływaliśmy na obraz polskiej piłki oraz na
to, w jakim kierunku ona dzisiaj zmierza.
Okołopiłkarsko: Czasem narzeka pan (jak wszyscy) na poziom polskiego
dziennikarstwa. Wiem, że Weszło często sprawnie wkładało kij w
mrowisko, pisało prawdę i poruszało niewygodne tematy, ale czy też nie
dołożyło cegiełki do obniżenia poziomu przekazu? Wulgaryzmy, prosty
język, zajmowanie się brzuchami piłkarzy, reprezentacja PZPN - to kilka
dowodów na słaby poziom wielu tekstów.
To kilka dowodów? Zajmowanie się brzuchami piłkarzy? Nie, lepiej - kurwa
jego mać - napisać analizę na sześć stron wyższości systemu 4-4-2
nad 3-5-2, a potem bezrefleksyjnie oglądać biegających w systemie 4-4-2
spasionych wieprzów. Jeśli twoim zdaniem pisanie o otyłych,
nieprofesjonalnych piłkarzach jest dowodem na słaby poziom, to nigdy się
nie dogadamy. I to samo z reprezentacją PZPN - chcesz oglądać w zespole
narodowych cudzoziemców, to oglądaj. Ja nie chcę i tyle. Co to ma
wspólnego z poziomem, nie wiem. A język czasami jest prosty, czasami
wykwintny - zależy od potrzeb. Na pewno o wielu prostych sprawach można
pisać prosto, co nie znaczy, że prostacko. Prosto, zwięźle,
dynamicznie, z fajną puentą. Szukasz grafomanii, idź do Steca.
Okołopiłkarsko: Czy jest pan świadomy tego, że spora krytyka, częste
niepochlebne komentarze i niechęć do pańskiej osoby wynika z przyjętego
wizerunku na osobę kontrowersyjną, piszącą wulgaryzmami, zwracająca się do
czytelników często per „debil" i „idiota"?
Jak ktoś jest debilem w moim mniemaniu, to piszę, że jest debilem. Nie
rozumiem dlaczego miałbym udawać, że mam go za spoko gościa. A
generalnie nie odczuwam żadnej niechęci wobec mnie. Prawie codziennie
spotykam czytelników, zawsze jest sympatycznie, ktoś pozdrowi itd. Trzeba
odróżnić świat wirtualny od prawdziwego.
Okołopiłkarsko: Czy podejmuje pan tematy, które po prostu się dobrze
sprzedadzą i będą klikane?
Raczej nie. Nie muszę pisać dla klików.
Paweł Składanek: Jak trafiłeś do Przeglądu Sportowego w tak
młodym wieku?
Miałem 14 lat. Napisałem list, że chciałbym być dziennikarzem.
Przeczytał go Michał Rosiak, który chyba miał lekko dość ciągłych
dyżurów telefonicznych - bo to były czasy, gdy trzeba było odbierać
telefony od czytelników - i napisał mi, żebym wpadł. Jak przyszedłem,
to już nie wyszedłem. Robiłem wszystko, co się tylko dało, pomagałem
szukać zdjęć, wklepywałem tabele, nosiłem wydruki. I pisałem.
Najpierw sprawozdania z trzeciej ligi, za moment już z pierwszej. Miałem
chyba 15 lat jak opisałem mecz Stomil Olsztyn - Widzew Łódź. Mama
zawiozła mnie samochodem i czekała przez trzy godziny pod stadionem.
Przez początkowe 2-3 lata Weszło byłeś jednoosobową armią, która
zdołała wykreować jeden z najpopularniejszych portali piłkarskich w
Polsce. Dużo czasu i sił na to poświęciłeś wówczas?
Sporo. Na szczęście mogłem sobie na to pozwolić, zarabiałem bardzo
dobrze, a jednocześnie miałem masę wolnego czasu, co mogłem
wykorzystywać w ten sposób. Myślę, że było warto. Dzisiaj wiele osób
chce osiągnąć efekt natychmiast, a ja jestem nauczony ciężkiej pracy i
tego, że do osiągnięcia sukcesu potrzeba jest wielu cech, ale
cierpliwość jest jedną z nich.
Pierwszych współpracowników zacząłeś szukać, czy zgłosili
się sami? Kto nim był?
Już nawet nie pamiętam, jak to przebiegało. Na pewno część ludzi
znałem, część ktoś mi polecił, część zgłosiła się sama lub
wpadła w oko. Dzisiaj w Polsce bardzo wiele osób chce zostać
dziennikarzami sportowymi, co ma swoje dobre i złe strony. Dobra jest
taka, że jest z czego wybierać. A zła taka, że na 100 osób, 99
zupełnie się do tego nie nadaje, więc proces selekcyjny bywa żmudny.
Przemek Pajor: Co jest najbardziej potrzebne do zawodu dziennikarza
sportowego?
Umiejętność posługiwania się językiem polskim, bystrość,
umiejętność łączenia faktów, własne zdanie oraz pracowitość,
pracowitość i jeszcze raz pracowitość. No i pracowitość.
Przemek Pajor: Jakie studia najbardziej przydadzą się do tego zawodu? Jak
załapać się do Weszło?
Jeśli ktoś ma pełen „pakiet”, aby być dziennikarzem, jeśli ma do
tego talent, to ze studiów polecam te językowe, które otwierają
dodatkowe możliwości w zawodzie.
Przemek Pajor: Jakie rady miałby pan dla początkującego dziennikarza?
Szukać własnych tematów i pamiętać o pracy, cierpliwości i pokorze.
Zatrudniasz ludzi, którzy dopiero zaczynają, albo są mało
znani. Jest szansa, że na Weszło zobaczymy głośniejszy transfer
dziennikarski. Niedawno na rynku wolny był np. Mateusz Święcicki, ale
znalazł jednak zatrudnienie w Wirtualnej Polsce.
Moim zdaniem Paweł Zarzeczny to nazwisko sto razy większe niż
Święcicki.
Dzisiaj redakcja liczy już spore grono osób, zmienił się początkowy
styl pisania Weszło, kiedy prowadziłeś serwis samodzielnie. Początki
strony bazowały z dużej krytyki wobec PZPN-u, negowania naturalizacji
piłkarzy do reprezentacji przez Smudę, lub szydzenia z „Pączka
Iwańskiego”, „Trałkowania” czy straszenia Zgierzem wobec
Bartłomieja Grzelaka. Dzisiaj tej krytyki wobec związku nie ma, a
piłkarze i trenerzy rzadziej są obsmarowywani i udzielają wywiadów np.
Michał Probierz, który na przestrzeni lat zmienił zdanie na wasz temat.
W dobrym kierunku to zmierza, czy wolałeś swoją początkową wizję?
Zmienił się polski futbol, PZPN jest starym PZPN-em tylko z nazwy,
piłkarze na każdym kroku pilnują się dziesięć razy bardziej niż
kiedyś. W 2008 roku wystarczyło kupić gazetę i na jej podstawie można
było stworzyć 10 artykułów pełnych szydery. Dzisiaj zawodnicy sami
czują, co można powiedzieć, a kiedy ugryźć się w język. Pod tym
względem zostali przez Weszło wyedukowani, chociaż oczywiście przy
metodzie kija, a nie marchewki. Myślę więc, że Weszło nie odeszło od
początkowej wizji, tylko zmieniły się warunki i trzeba się do tych
nowych przystosować. Ponadto, nie ma co ukrywać, jest to serwis znacznie
bardziej profesjonalny niż kiedyś, o większych możliwościach, o
szerszej grupie czytelników. Każdy znajdzie coś dla siebie. Ten, który
lubi jazdę po bandzie - też. Ale dopiero wtedy, gdy będzie ku takiej
jeździe powód. Nie lubię dowalania komuś na siłę, pod byle
pretekstem, tylko po to, by utrzymać „charakter”.
Kiedy spodziewasz się pogrzebu papierowych wersji „Piłki
Nożnej” i „Przeglądu Sportowego”?
Piłki Nożnej wkrótce, czyli tak za 5-7 lat, Przegląd Sportowy jeszcze
ze dwie dyszki pozipie. Prasę przy życiu trzymają w dużej mierze
działy reklamy, jakieś dziwne przyzwyczajenie reklamodawców, by wydawać
budżety „w papierze”. To się kiedyś skończy, z wielu przyczyn. Kto
zdoła znaleźć dla siebie odpowiedni model biznesowy w internecie, ten
przetrwa.
Weszło TV w mojej opinii ruszyło o 2-3 lata za późno. Teraz jest
dużo konkurencji, trudno się przebić. Próbujesz od dwóch lat z
dziewczynami w roli reporterek. Była Paulina Jurczak i Aleksandra Pika. W
komentarzach można się spotkać z wieloma negatywnymi opiniami wobec ich
osób. Nie idzie znaleźć dziewczyny, która nie będzie
krytykowana, i będzie dobrze przygotowana merytorycznie?
Jest to dość trudne. Ponadto dziewczyny się szybko zrażają, ponieważ
jako osoby wrażliwe biorą te wszystkie głupkowate komentarze do siebie.
Co się stało z klubem piłkarskim „KTS Weszło”, w którym
uczestniczyć miał m.in. Wojciech Kowalczyk? Projekt miał ruszyć kilka
lat temu, a nie ma go do dzisiaj.
Jakoś to ugrzęzło na poziomie rejestracji statutu w sądzie, osoba,
która się tym zajmowała osobiście straciła zapał i temat się
rozszedł po kościach. Nie sądzę, żeby miał wrócić. Osobiście nie
mam na to czasu. Ale gdyby ktoś chciał się zaangażować - zapraszam.
Krzysztof Stanowski/Wojciech Kowalczyk –
FC Barcelona, Mateusz
Borek – Real Madryt, Tomasz Smokowski
– FC Nantes, Andrzej Twarowski
– Blackburn Rovers. Patrzymy na krajowe podwórko i większość znanych
dziennikarzy lub ekspertów z nikim nie sympatyzuje. Skąd to się bierze?
Stąd, że jak ktoś kocha piłkę nożną, to siłą rzeczy musi komuś
kibicować.
Kibicowanie Barcelonie wzięło się od ery Messiego, czy już
wcześniej?
Nie, od ery Romario, chociaż nie było tak intensywne, jak obecnie.
Lubiłem w młodości różne zagraniczne kluby, na pewno AC Milan, bo
pierwszy szalik jaki miałem, to był właśnie szalik Milanu, przywieziony
przez tatę. Pamiętam, że był na nim piękny diabełek i napis „Forza
Milan”. Później ta Barcelona, w którą wkręcałem się coraz
bardziej, aż wkręciłem się konkretnie.
W NBA popularne jest kibicowanie pojedynczym koszykarzom, a nie
drużynom. LeBron James grał w Heat i była horda kibiców Miami Heat.
Odszedł do Cavaliers, a zanim rzesza fanów. Załóżmy, że twój
ulubiony piłkarz - Lionel Messi zmienia klub w 2018 roku, kiedy kończy mu
się kontrakt. Dalej pozostałbyś wierny Barcelonie, czy zmieniłbyś
obiekt kibicowania na nowy klub Messiego?
Na pewno dalej kibicowałbym Barcelonie oraz oglądał wszystkie mecze
Messiego, mając nadzieję, że w każdym strzeli gola. To jest tak
zjawiskowy piłkarz, że zbrodnią byłoby przegapić chociaż część
jego kariery.
Hubert Kołodyński: Słyszymy głosy, że Luis Enrique odbił od
tiki-taki, czyli permanentnego posiadania piłki, z którego Barca od lat
słynie. Czy swego rodzaju zamach Luisa Enrique na tiki-takę będącą
świętością i symbolem stylu gry klubu, to nie jest wyolbrzymiona i
wyimaginowana sprawa? Obecnie odnoszę wrażenie, że fenomenalna gra Barcy z
kontry jest odbierana wręcz jako zarzut i można wyczuć między wierszami, że to nie jest to czego oczekujemy
od tego klubu.
Za Guardioli Barcelona też grała z kontry. Wystarczy sobie obejrzeć
mecze z Realem - 5:0 i 6:2, w całości są na Youtube. Później ta
drużyna stała się tak potężna, że nikt przeciwko niej nawet nie
podejmował prób ataku, więc siłą rzeczy nie było jak kontrować.
Niewykluczone, że obecna Barcelona będzie miała dokładnie ten sam
problem - wszyscy rywale cofną się tak głęboko, że zostanie tylko
granie po obwodzie i szukanie luki.
Oglądasz wszystkie spotkania FC Barcelony, ale też większość
rozgrywanych na najwyższym szczeblu w Polsce. Jest to zazwyczaj bolesny przeskok. Nie masz często myśli: „Kurwa, na co ja patrzę”.
Prawie zawsze. A ponieważ oglądam te mecze w Polsce bez jakichkolwiek
emocji, to spostrzeżenie tym częściej i dobitniej mnie dopada. Osoby
zaangażowane emocjonalnie często nie dostrzegają rzeczywistego poziomu.
Czesław Michniewicz niedawno razem z zarządem klubu odpalił z
Pogoni Szczecin wieloletniego gracza - Radosława Janukiewicza. Bramkarzowi po sześciu latach gry nie dano nawet szansy pożegnania się z kibicami w trakcie spotkania ligowego. Skończyło się to na dużej fali krytyki na obecnego trenera i zarząd, a w zamian sprowadzono trzeciego bramkarza Jagiellonii – Jakuba Słowika. Nie będziesz miał zawahania skrytykować Michniewicza, jeśli okaże się to błędem? Rzadko lub w ogóle nie krytykujesz grona swoich bliskich przyjaciół, a do takiego należy trener Pogoni.
Trochę się dziwię, że akurat Janukiewicz poleciał jako pierwszy,
ponieważ wydaje mi się, że ostatnio w każdym klubie Michniewicz miał
gorszych bramkarzy i ich tolerował. Natomiast skoro zdecydował się go
wymienić na Słowika, to przecież nie dlatego, że postanowił zrobić
sobie krzywdę, ale dlatego, że widział drużynę od środka, a takiego
komfortu ani kibice, ani dziennikarze nie mają. Nazywanie Słowika trzecim
bramkarzem Jagiellonii jest pozornie prawdziwe. Chłopak całkiem niedawno
ocierał się o zaplecze kadry, ma za sobą debiut, potem trochę borykał
się z kontuzjami i trafił na super formę konkurentów, zwłaszcza
Drągowskiego. Ale na pewno w piłce zaistniał w większym stopniu niż
Janukiewicz przed transferem do Pogoni. Michniewicz w jakimś stopniu
zaryzykował. Jak mu się nie powiedzie, to nie widzę powodu, żeby nie
napisać, że mu się nie powiodło. Przecież jesteśmy dorosłymi
ludźmi. On ma swoją pracę i ja mam swoją.
Okołopiłkarsko: Obawiam się, że w wypadku objęcia stanowiska prezesa PZPN
przez Zbigniewa Bońka jego następca będzie przez was strasznie krytykowany, podobnie z dziennikarskim światkiem popierającym tego drugiego kandydata. Nie uważa pan, że sytuacja w PZPN i jego otoczeniu przypomina tę polityczną? Opozycja kontra opcja obecnie rządząca?
Niektórzy dziennikarze od stu lat krytykowali PZPN i nagle nie zauważyli,
że nie za bardzo jest za co. Nie interesuje mnie to oszołomstwo. Ja
piszę w zgodzie z własnym sumieniem. Jeśli ktoś woli walić na oślep,
jego sprawa. Jak następny prezes będzie równie sprawny jak Boniek, to
będę go chwalił, a jak będzie takim trepem, jakim był Lato - to będę
krytykował. Tylko tyle i aż tyle.
Okołopiłkarsko: Jakie na dziś dzień dostrzega pan pozytywy w polskiej
piłce.
Ogromna popularyzacja piłki, robota PZPN i kilku klubów na rzecz
przyciągania do siebie dzieciaków. Dzisiaj na mecz kadry praktycznie nie
da się kupić biletów. Gdzieś na każdym sektorze siedzi chłopak,
który marzy o tym, by kiedyś zagrać w reprezentacji. 20 lat temu w tym
samym sektorze siedział łepek, który chciał kogoś trafić kamieniem.
Mikołaj Majsner: Co zrobił panu Lech Poznań, że wyraża się pan o
nim z taką niechęcią i dezaprobatą? W mojej opinii żaden klub nie
doświadczył tyle krytyki z pańskiej strony.
Bzdura - jak jest dobrze, to piszę, że jest dobrze. A jak jest źle - to
że źle. Lech niczego mi nie zrobił. Mało tego, dałem temu klubowi
zarobić - już nie pamiętam - 100 czy 150 tysięcy złotych, przy okazji
pracy w jednej firmie bukmacherskiej. Mam w Poznaniu ze dwóch dobrych
kolegów, ogólnie lubię to miasto za to, jak żyje piłką. Uważam, że
to jedyne miasto w Polsce, w którym jak wchodzisz do taksówki w dniu
meczu, to po minucie wiesz nie tylko, że faktycznie jest mecz, ale też
kto zagra w ataku, a kto na bramce.
Dlaczego Krzysztof Stanowski nigdy nie pojawia się w programach
piłkarskich Canal+ lub Polsatu?
Jestem słaby w telewizji.
Liga+ Extra czy Cafe Futbol, który program wolisz?
Cafe Futbol. Ale potrafię żyć bez obu. Ogólnie rzecz biorąc, przy tym
natłoku meczów, zazwyczaj oglądam… tylko mecze. Co oznacza, że
włączam je w pierwszej minucie i wyłączam w ostatniej, szkoda mi czasu
na ekspertów.
Okołopiłkarsko: 2011 - jesteśmy apolityczni, Palikot, 2015 – przeciwko
Platformie Obywatelskiej. Obawiam się, że w pana wypadku to trend i pójście z prądem. Czy to opisywanie polityki spodobało się panu, bo serwer Weszło nie wytrzymywał naporu kliknięć?
Nie wiedziałem, że pisanie przeciwko rządzącej partii politycznej to
pójście z prądem. Chyba inaczej rozumiemy to pojęcie.
Michał Janki: Czy to prawda, że jesteś prawicowym klakierem i
agentem PISu?
Tak. Ale nie wiem, co PiS zrobi, jak się okaże, że jestem też masonem i
Żydem.
Artur Powalowski: Czy naprawdę myślisz, że głosując na Dudę/PiS
coś się zmieni na lepsze czy po prostu, nie zagłosujesz na kandydata PO
za ustawę anty-hazardową?!
Władza deprawuje, władza absolutna deprawuje absolutnie. Dlatego w
demokracji dobre jest to, że co kilka lat można tę władzę wymieniać
na mniej zepsutą. I lubię z tego korzystać. Nie mam wielkich złudzeń
co do rządów PiS, ale nie mam już żadnych co do rządów PO.
Łukasz „Chopin” Przekopowicz: Zbigniew Stonoga – gamoń czy
kozak?
Dziwny typ. Nie z mojej bajki.
Michał Wrzesiński: Nie licząc siebie, jest jakiś piłkarz,
którego historię chciałbyś spisać?
Nie za bardzo, odrzuciłem kilka ofert w tym stylu. Ale to nigdy nie
wiadomo - np. Andrzej Iwan w ogóle nie wydawał mi się interesujący,
dopóki nie okazało się, że jest zajebiście interesujący.
Daniel Piekut/Bartek Gertych: Czy planujesz napisanie nowej książki?
Rozważam, ale szkoda czasu na szczegóły na tym etapie.
Przemek Pajor: Czytał pan książkę Adama Godlewskiego pt. „Spowiedź
Fryzjera"? Jak pan ją ocenia?
Nie, nie chciało mi się. Adam zawsze słabo pisał.
Opracował PanZdzichuPL